Wśród rzeczy których udało mi się pozbyć znalazły się:
1. świetne buty szare, które były mięciutkie, ale i też nie wytrzymały próby czasu – miałam je trzy sezony i niestety z uwagi na miękką skórę zrobiły się dwie dziury;
2. lemonkowa bluzeczka, która pamiętała swój okres świetności co najmniej pięć lat temu zasili potrzebujących z PCK bo nadal jest dobra i nieuszkodzona;
3. sznur tandetnej metalowej biżuterii zapożyczonej z sieci Rossman J
4. zielone, fluorescencyjne spodnie, które pamiętają wczesny okres mojego małżeństwa;
5. pomijam 3 worki 60 litrowe w których znalazły się rzeczy mojego syna, który ma niezwykły dar chomikowania wybrakowanych zabawek, zawiniątek i innych szpargałów kamuflowanych po kątach;
6. biała spódnica rozkloszowana z przeszywaną czarną nitką w formie cepeliowskich kwiatów;
7. trapezowa sukienka lniana a’la Merlin Monroe ;
8. biały golfik na krótki rękaw.
Ale mam też już parę grzechów na koncie – piaskowe buty za kostkę, granatowy wełniany kardigan i piękna bawełniana piżamka. No ale cóż po roku fascynacji minimalizmem i ja skusiłam się na nowy łaszek J