wtorek, 12 czerwca 2012
Minimalizm w doborze słów i konwersacji
Ostatnio jadąc autobusem przysłuchiwałam się jałowej dyskusji dwóch pełnoletnich dziewczyn, które opowiadały sobie historie związane z nieudanymi związkami i smutnymi doświadczeniami. Rozmowy te były na bardzo mało ambitnym poziomie, ale to już nie chodzi o to, ale bardziej o puente. Okazało się, że w ogóle takowej nie było i pomimo długości przejazdu toczyły się wywody od wyższości Jacka nad Grześkiem. Przysłuchując się tej rozmowie mimochodem (Panie mówiły dość podniesionym głosem) uznałam, że warto zastanowić się nad doborem słów w konwersacji nie tylko jadąc autobusem ale i w ogóle. Ostatnio paplanie bez potrzeby nie przynosi mi satysfakcji i rzeczywiście zaczynam rzadko wypowiadać się w kwestiach które mnie nie dotyczą lub mało frapują. Maksyma, że milczenie jest złotem nie do końca mi odpowiada, ale też gderanie ustawiczne nie jest moją domeną. Zatem zachęcam do rozwagi w wypowiadanych słowach i ilości ich wypluwania z siebie. Spokój ducha i wyważenie w tych kwestiach również powinny się znaleźć w postawie człowiek hołdującego zasady minimalizmu – stąd też i moje ograniczenie w postach do jednego tygodniowo :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz