piątek, 9 marca 2012

Metoda słoikowa – to nie wszystko.

Zaczęłam stosować różne zakładki finansowe, które upycham w różnych miejscach, aby trudniej było wyciągnąć po nie rękę. Wśród nich odnotowałam:
1. dwa słoiki na przyjemności o jakich wspomniałam w poprzednim poście na cele krótkoterminowe;
2. dwie polisy ubezpieczeniowe na czas emerytury dla siebie i męża, które płacimy od 1997 roku, a których nigdy nie tknęłam palcem bo byłoby to ze szkodą dla nas samych;
3. jedna polisa dla syna na czas jego wzmożonych wydatków typu studia, którą założyłam w 2006 roku – nie mówię o wyręczaniu go w zakupie mieszkania, bo i on też powinien sam do czegoś dojść, aby mieć szacunek do siebie samego, ale o ułatwieniu sobie w wydatkach na wypadek, gdyby nie było nas stać na studia prywatne za te 9-10 lat;
4. oszczędzanie w funduszach inwestycyjnych o profilu średnioostrożnym, aby mieć oszczędności na czarną godzinę;
5. lokaty, które akurat w moim przypadku kiepsko się sprawdzają, bo stosunkowo łatwo je zlikwidować i dalej konsumować, ale dzięki nim łatam bieżące nieprzewidziane wydatki;
6. ostatni mój wymysł rachunek oszczędnościowy, na który lokuję każdą, nawet drobną kwotę, którą udało mi się uchronić przed wydaniem w różnych okolicznościach – jak na razie działa bez zarzutów.
A Ty jak sobie radzisz z chowaniem zaskórniaków?

2 komentarze:

  1. Pomysł z pudełeczkami jest ciekawy. Namówiłam siostrę na założenie takiego z myślą o wakacjach:)

    OdpowiedzUsuń
  2. I jak udało się jej coś już zaoszczedzić?

    OdpowiedzUsuń