Dla każdego z nas kojarzy się z czymś innym, zazwyczaj jest to czas zadumy i odwiedzania grobów naszych bliskich. Dla mojej rodziny to dodatkowo czas wspomnień i wycieczek historycznych, gdzie poprzez odwiedzanie grobów poległych odświeżamy sobie fragmenty historii z ich życia i śmierci. Ta nostalgia przybliża nas do oceny tego co wartościowe i ponadczasowe, pomimo liczności straganów jakie sąsiadują przy cmentarzach. Zachęcam do rozważań tego dnia w sposób nieco inny, nie jak odbębnienie tego obowiązku, ale jak zanurzenie się w głąb siebie, swoich i bliskich wspomnień. Niech to będzie czas owocny i nie zmarnowany na pańskiej skórce i wiatrakach ze straganów.
Odpowiedzmy sobie na pytanie czy aktualnie jest to bardziej święto zmarłych czy wszystkich świętych?
poniedziałek, 31 października 2011
piątek, 28 października 2011
Mój azyl
W ubiegły weekend zakończyłam sezon działkowy. Zawsze ten czas kojarzy mi się z nadmiarem obowiązków wynikających z konieczności koszenia trawy, zbierania liści i zamykaniem działki. Tym razem było inaczej. Odczuwam błogostan i miałam umysł niczym niezmącony. Pomimo licznych obowiązków, tym razem potraktowałam ten czas jako czas na oczyszczenie umysłu z dużej dozy sarkazmu i zmęczenia. Poprzez powolne ruchy grabienia suchych liści poczułam jedność z przyrodą, która oddawała mi swój spokój, cierpliwość i olbrzymie pokłady słońca jakie towarzyszyły mi w przedostatnim tygodniu października. To ich energia zachęcała mnie do pełnego oddania się czynnościom do tej pory przeze mnie nielubianych i pomimo rozpoczęcia nowego tygodnia pracy emanuje ze mnie do chwili obecnej pogoda ducha i radość z nadchodzących dni. A zatem szczęście o którym pisałam w poprzednim poście można odnaleźć i w pracy fizycznej, a przede wszystkim z każdego obcowania z naturą do czego i Ciebie gorąco zachęcam.
Oceń wartość życia i bycia w harmonii z naturą i samym sobą – to zadanie na kolejny tydzień :)
wtorek, 25 października 2011
Skąd taka silna potrzeba gromadzenia?
Potrzeba gromadzenia wywodzi się jeszcze z czasów, gdy w sklepach nic nie było, a rodzice uczyli mnie szacunku do posiadanych rzeczy i dzielenia banana na pół (jedna część dla mojej siostry, druga dla mnie). A może nawet są to reminiscencje drugiej wojny światowej? któż to wie. Teraz konsumpcjonizm sięgnął zenitu bo wszystko jest dostępne na półkach i kasa nawet też jest (może nie tyle co bylibyśmy w stanie wydać, ale zawsze) i zaraz jak tylko otrzymujemy pensję wychodzimy z założenia, że trzeba coś kupić, bo jesteśmy chorzy z urojenia, bo mamy wyimaginowane potrzeby, bo MIEĆ to BYĆ. A po zakupach - kac moralny, przecież podobną rzecz już mam, czy było warto?, a może jednak nasycić się bo chęć posiadania jest silniejsza. I tak mamy zamknięte koło, którym cały czas podążamy z coraz to uboższym portfelem, kredytami i zobowiązaniami w tle, z siwymi włosami i stresem z powodu niezapłaconych rachunków czy kart kredytowych.
To wszechwładne przekonanie, że poprzez zgromadzone rzeczy osiągniemy szczęście, a jeśli nie szczęście to przynajmniej podkreślimy swój status społeczny poprzez wieczną walkę o uznanie. Stoimy w społeczeństwie, gdzie nie ma miejsca na wolność, niezależność od narzuconych gotowych wzorców konsumpcji i stylów życia. To jakby globalizacja rozprzestrzeniła się nie tylko na gospodarkę krajów w których żyjemy, ale również dzielnie wkracza do naszego mikro świata znajomych, rodziny i umysłu. Dzisiaj trudno jest określić prawdziwe, naturalne potrzeby w takim przybytku przedmiotów i odróżnić od tych fałszywych, narzuconych przez korporacje i ich aparaty marketingowo-reklamowe. A może ukrócić to do minimum tak aby oznaką dobrego smaku stała się skromność, a spacer z rodziną czy przyjaciółmi stał się rytuałem zamiast codziennych zakupów w centach handlowych. Liczę, że te przemyślenia skłonią do rewizji i przewartościowania swoich przekonań i ustalania ich na nowo.
A co jeśli ten minimalizm to kolejna proekologiczna kampania przeciwko nam człowieczeństwu? Albo co gorsza rodzaj jednostki chorobowej, którą już w internecie można zlokalizować pod szumnymi nazwami HOARDING (ang. gromadzenie rzeczy), PROKRASTYNACJA (odkładanie rzeczy, spraw na później) czy SYLLOGOMANIĘ. Kiedyś ta cecha była typowa dla emerytów, a teraz coraz częściej staje się domeną młodych ludzi. Dlaczego nie chcemy pozbywać się niepotrzebnych przedmiotów? Może to być efekt wspomnień i przypisywania rzeczom wartości sentymentalnej np. zdjęcie sympatii z dzieciństwa czy jednodolarówka jako synonim pierwszych zagranicznych pieniędzy, czasem to wynik złych nawyków wyniesionych z domu, a może to efekt trudności w podejmowaniu decyzji, realizacji planów czy unikanie konsekwencji? A jak jest z Tobą?
To wszechwładne przekonanie, że poprzez zgromadzone rzeczy osiągniemy szczęście, a jeśli nie szczęście to przynajmniej podkreślimy swój status społeczny poprzez wieczną walkę o uznanie. Stoimy w społeczeństwie, gdzie nie ma miejsca na wolność, niezależność od narzuconych gotowych wzorców konsumpcji i stylów życia. To jakby globalizacja rozprzestrzeniła się nie tylko na gospodarkę krajów w których żyjemy, ale również dzielnie wkracza do naszego mikro świata znajomych, rodziny i umysłu. Dzisiaj trudno jest określić prawdziwe, naturalne potrzeby w takim przybytku przedmiotów i odróżnić od tych fałszywych, narzuconych przez korporacje i ich aparaty marketingowo-reklamowe. A może ukrócić to do minimum tak aby oznaką dobrego smaku stała się skromność, a spacer z rodziną czy przyjaciółmi stał się rytuałem zamiast codziennych zakupów w centach handlowych. Liczę, że te przemyślenia skłonią do rewizji i przewartościowania swoich przekonań i ustalania ich na nowo.
A co jeśli ten minimalizm to kolejna proekologiczna kampania przeciwko nam człowieczeństwu? Albo co gorsza rodzaj jednostki chorobowej, którą już w internecie można zlokalizować pod szumnymi nazwami HOARDING (ang. gromadzenie rzeczy), PROKRASTYNACJA (odkładanie rzeczy, spraw na później) czy SYLLOGOMANIĘ. Kiedyś ta cecha była typowa dla emerytów, a teraz coraz częściej staje się domeną młodych ludzi. Dlaczego nie chcemy pozbywać się niepotrzebnych przedmiotów? Może to być efekt wspomnień i przypisywania rzeczom wartości sentymentalnej np. zdjęcie sympatii z dzieciństwa czy jednodolarówka jako synonim pierwszych zagranicznych pieniędzy, czasem to wynik złych nawyków wyniesionych z domu, a może to efekt trudności w podejmowaniu decyzji, realizacji planów czy unikanie konsekwencji? A jak jest z Tobą?
czwartek, 20 października 2011
Drobny sukces – już odnotowany!
Pomimo braku dostosowania się do radykalnych cięć w duchu minimalizmu i ilości rzeczy gromadzonych w szafach odnotowałam swój pierwszy sukces. Likwidacja dwóch koszulek na ramiączka, dwóch T-shirt’ów na długi rękaw i jeden sweterek rozciągnięty do granic nieprzyzwoitości, a jednak długo przebywającego w szafie – zbyt długo. Dla mnie to dużo, jak dla osoby mającej problem z pozbywaniem się rzeczy i mało, bo jest jeszcze miejsce do popisu. Pracuję nad tym ustawicznie, i na pewno będą dalsze postępy.
poniedziałek, 17 października 2011
Treściwa lista niezbędnych rzeczy, bez których nie może obejść się moja garderoba:
Dwie pary ciemnych spodni – brak – w tym: jedna para o prostym dopasowanym kroju na dzień z prasowanego materiału (mam) i drugie o pełnych nogawkach z lejącego, czarnego materiału na dzień i wieczór.
Dwie pary spodni dżinsowych - jedna para do wysokich obcasów, druga para do płaskich butów i obuwia sportowego – brak.
Trzy spódnice – jedna o wyrazistym kroju np. zwężana, spódnico-spodnie lub kloszowa, czarna z cienkiej wełny, druga - kloszowa lub ze skosu o lejącym materiale na dzień i wieczór, trzecia – w kolorze naturalnym z tkaniny o włóknach mieszanych np. kredowe prążki lub tweed (mam).
Biała bluzka zapinana z przodu na guziki /T-Shirty – brak białej bluzki.
Trzy swetry odporne na modę z wełny lub kaszmiru ( czarny - odcień dobrany do czarnych dołów, inny neutralny kolor - dobrany do karnacji oraz inny nasycony kolor) – brak.
Żakiet i kurtka (dopasowany żakiet, dobrany do ciemnych spodni – kostium i sportowa kurtka z dobrego materiału typu: lotnicza, motocyklowa, wiatrówka, ze skóry, zamszu, sztruksu, miękkiej wełny do pracy i na czas wolny) – mam nawet w nadmiarze.
Trzy płaszcze (trencz neutralny kolor lub czarny, strój na niepogodę wiosny i jesieni, płaszcz do kolan, nadający się na dzień i wieczór zarówno wiosenny jak i jesienny oraz płaszcz zimowy z materiału najlepszego na jaki możesz sobie pozwolić) – wszystko jest oprócz tego zimowego płaszcza z najlepszego materiału na jaki mogę sobie pozwolić, a po rocznym braku zakupów to chyba będzie mnie stać nawet ze złota.
Sukienka - najlepiej mała czarna – inne kolory są, ale z czarną zawsze miałam problem ze znalezieniem dobrego gatunku materiału.
I tak tworzy się lista rzeczy do kupienia tj. jedna para ciemnych spodni, dwie pary spodni dżinsowych, trzy swetry, dwie spódnice, biała bluzka, płaszcz zimowy i mała czarna. Lista nie jest może imponująca, ale wg mnie oddają potrzeby mojej szafy, które planuję zakupić, ale już po 09 października 2012 roku. Brzmi jak kara, ale jakoś nie czuję jej bólu :)
poniedziałek, 10 października 2011
Pełnia szczęścia, czy źródło nadmiaru …
Zanim zacznę myśleć o tym, jak powinna wyglądać moja garderoba przyjrzę się tej, którą już mam. Zanim zainicjuję nowe zakupy w pierwszej kolejności muszę rozważyć co warto zatrzymać, co należy wyrzucić, żeby skompletować uniwersalny zestaw ubiorów, które będą odpowiadać mojej sylwetce i stylowi życia. Gro z tych zabytkowych rzeczy pamięta jeszcze lata 90, które czy z sentymentu czy z uwagi na wysoki koszt zakupu nadal znajduje swoje miejsce w mojej szafie - jak chociażby kwiecista, lniana spódnica z Jackpota we wzorzystych różach z długością do połowy łydki, co przy moim 163 cm wzroście nie robi oszałamiającego wrażenia. Próbuję krytycznie ocenić zawartość mojej szafy, sztuka po sztuce - to jedyna metoda jaka przychodzi mi na myśl, aby wyzwolić się od fasonów, które stały się przyzwyczajeniem, a nie świadomym wyborem. Lepiej jest mieć niewiele strojów, ale lepszej jakości, wykazującej odporność na różne mody. Przeglądając szafę i jej zakamarki, czuję jakbym robiła własną retrospekcję przekrojową na przestrzeni ostatniego dwudziestolecia. Ciuchy pogrupowałam na kupki tj.:
1) do wyrzucenia - gdy mają zły fason lub niewłaściwe proporcje, gdy dana rzecz jest porządnie znoszona lub jest kolejną kopią poprzedniej, a przede wszystkim wszystko co jest kłopotliwe by dzielić się z innymi, jak np. rzecz trwale poplamiona lub inne pamiątki z zakamarków jak muszelki, mydełka zapachowe otrzymane w perfumerii, czy torby pozyskane w ramach czasopism z grupy Twój Styl;
2) rzeczy na PCK;
3) rzeczy do pralni chemicznej lub do odłożenia z uwagi na nadchodzący sezon jesienno-zimowy.
I co z tego wychodzi … brak pełni szczęścia w osiągniętym rezultacie, bo szafa pokazała mi źródło mojego niedosytu – przynajmniej nie na każdą okazję. Ale, co zrobić dalej z tak otrzymanym rezultatem blisko 3 godzinnej pracy, a zastrzegam, że szafę na obuwie, płaszcze i sukienki zostawiłam sobie na deser i nie wiem jeszcze jak się do tego zabiorę, bo już przy tej pracy zrobiło mi się smutno, że chcę wyrzucić część siebie. Skoro planuję stworzyć więcej przestrzeni wokół siebie, a cały życie byłam uczona oszczędności i nie wyrzucania rzeczy, które wciąż nadają się do noszenia uznałam, że przez najbliższy rok nie będę kupowała sobie żadnych rzeczy (start 10.10 2011 – finisz 09.10 2012). Pozwoli mi to oszczędzić dużo czasu na bieganie po sklepach, zostanie też sporo funduszy w kieszeni, a co miesiąc będę rozstawała się z jedną / dwoma rzeczami przekazując ją na PCK, znajomym lub też potrzebującej rodzinie na wsi. To wariant, który bardziej do mnie przemawia i nie robię tego w sposób drastyczny. A po roku moja szafa, będzie na tyle spustoszona, że będę mogła na bazie stworzonego wykazu niezbędnych rzeczy dokupić te brakujące i uznać ten etap za zakończony, szczególnie, że i rzeczy te nie będą nabywane hurtowo, a z głową i nadrzędną zasadą jaką jest JAKOŚĆ MATERIAŁU i WYKOŃCZENIA.
To co udało mi się jedynie wyrzucić, to wszystko z punktu pierwszego, uznając wkładanie ponownie rzeczy typu: muszelki, mydełka zapachowe otrzymane w perfumerii, czy torby pozyskane w ramach czasopism z grupy Twój Styl, za syzyfową akcję oraz celowe zaśmiecanie szafy. Czy wygląda to lepiej? Na pewno jest wszystko uporządkowane, równo poukładane, ale nadal widzę tam sporo nadmiaru z chaotycznym podejściem do wyboru odzieży, które będę starała się systematycznie pomniejszać.
czwartek, 6 października 2011
W drodze do minimalizmu …
Uznałam, że najwdzięczniejszym i najbliższym każdej kobiety tematem jest sfera estetyki i pozytywnego wizerunku, którą w pierwszej kolejności chciałabym się zająć.
Estetyka (gr. aisthetikos - dosł. 'dotyczący poznania zmysłowego', ale też 'wrażliwy') – dziedzina filozofii, zajmująca się pięknem (pozytywną właściwością estetyczną wynikająca z zachowania proporcji, harmonii barw, dźwięków, stosowności, umiaru i użyteczności) i innymi wartościami estetycznymi.
Estetyka powinna być wpisana w naszą codzienność, ale z jakiś względów nie dbamy o tą sferę naszego życia, pomijając ją i uznając za mało potrzebną. Czy każdy z nas może być piękny, żyć w harmonii ze sobą i z zachowaniem stosowności i umiaru? Sądzę, że tak.
Powinniśmy odpowiedzieć sobie na pytanie - jak powinien wyglądać nas świat i nasz wizerunek w nim, który tworzą dwa przenikające się światy: świat wewnętrznych przekonań o sobie oraz zewnętrzny obraz tego, co o sobie myślimy. Ktoś, kto na nas patrzy, widzi tylko to, co demonstruje się na zewnątrz: nasze zachowania i wygląd. Tymczasem tak naprawdę jest to uzewnętrznienie naszej tożsamości, która jest wszystkim tym, co wiąże się z moim wewnętrznym JA. Z tożsamością wiąże się to, co sobą reprezentuję, jaką mam postawę wobec siebie i ludzi, jak się z nimi komunikuję werbalnie i pozawerbalnie.
To, kim jestem, określa również role, w jakich występuję w życiu: kobieta, matka, kochanka, obywatel, córka, siostra, żona, wdowa, pracownik. To tylko niektóre role jakie mamy do spełnienia i dlatego też rodzi się kolejne pytanie – czy te wszystkie role wyznaczają nam obowiązek innych zachowań, wyglądu – jeśli, tak, to czy w ferworze tych wszystkich ról nie można się pogubić, czy mamy to coś w naturze? To coś to jakby na kształt ról teatralnych w których codziennie stajemy przynajmniej trzykrotnie – rano wyprawiając męża, dziecko do szkoły lub same szykując się na kolejny dzień, w południe w pracy pełniąc funkcję zawodową czy na uczelni oraz wieczorem na spotkaniu towarzyskim, spotkaniu wspólnoty mieszkańców czy też z wizytą u koleżanki opowiadając o trudach całego dnia, tygodnia czy miesiąca.
Przyznacie, że już czytając można dostać rozdwojenia jaźni – a jakby to tak wrzucić do jednego kotła dążąc do uproszczenia swojego życia do minimum, może da się być sobą w każdych tych rolach nie rezygnując z siebie – na pewno jest jakiś sposób, albo też … media zmusiły nas do kontroli siebie, bo co innego wypada w domu, co innego w pracy, a co innego po godzinach w gronie najbliższych znajomych. A ja chcę być przede wszystkim sobą, aby (bez względu na porę) nosić to co lubię w zależności od humoru, a nie miejsca, czy osób mi towarzyszących. Czy tak się da? Niech każdy odpowie sobie na to pytanie zgodnie z własnym wyobrażeniem.
Ja już sobie odpowiedziałam – wszędzie chcę być tylko sobą, w poszanowaniu innych i w zgodnie z własnym systemem wartości ukształtowanym przez całe, dotychczasowe życie. Zmiana szaty (opakowania) nie zmienia mojej postawy czy zachowań, a jedynie odzwierciedla moje poczucie estetyki jakie odznacza mnie w danym dniu. Opakowanie to nie jest część przypodobania się innym, a jedynie wyrazem szacunku dla siebie samej, która zasłużyła na dobre traktowanie.
W kolejnym odcinku odsłony o mojej drodze do minimalizmu określę rozmiary i jakość mojej szafy, które będzie odzwierciedlało moją duszę, kwintesencję stylu oraz ograniczy moje wydatki w sferze przyszłych zakupów w doborze „opakowania” mojej osoby.
I jeszcze jedno - zdjęcie Audrey Hepbourn nie bez przyczyny zostało tutaj zamieszczone. Dla mnie kwintesencją osobowości, dobrego stylu i estetyki w dobrze formy stanowi ta już nieżyjąca aktorka.
poniedziałek, 3 października 2011
Identyfikacja sfer życia
Jak to łatwo powiedzieć biorę się za porządki w swoim życiu – niech stanie się jasność, a jak trudno zidentyfikować i przełożyć jasność na poszczególne sfery naszego życia. Zanim określę tą jasność w pierwszej kolejności wypiszę sobie sery życia, które poddam akcji jesiennych porządków:
1. sfera rodzinna – nasze relacje z najbliższymi, dla każdego z nas będzie to różnej wielkości grupa;
2. sfera zawodowa – nasze podejście do wykonywanej pracy, chęci rozwoju, rzetelnego wykonywania zadań, bycia profesjonalistą w swojej branży;
3. sfera intymna – poczucie bycia potrzebnym, kochanym, spełnionym;
4. sfera intelektualna (połączona ze sferą zawodową, chociaż w moim przypadku to dwie różne sfery, jedna: zapewnia mi i mojej rodzinie byt, a druga: rozwija mojej wewnętrzne JA, sprawia, że czuję się sama ze sobą świetnie);
5. sfera materialna – połączona z zawodową, która daje środki na realizację celów / marzeń, a przede wszystkim zapewnia nam byt;
6. sfera bezpośrednich kontaktów międzyludzkich – znajomi, przyjaciele, przypadkowe kontakty;
7. sfera sieci wirtualnych kontaktów – cała rzesza wirtualnych znajomych, w moim przypadku to NK, Goldenline, Linkedin, Facebook;
8. sfera duchowa – moje podejście do wiary;
9. sfera zdrowia – dieta, ruch, higieniczny tryb życia;
10. sfera obywatelska – mój stosunek do polityki, udziału w życiu publicznym;
11. formy spędzania czasu wolnego – sposób spędzania wakacji, czasu wolnego;
12. sfera estetyki i własnego pozytywnego wizerunku.
Wyszła z tego niezła liczba 12 sfer, którymi w najbliższym czasie chciałabym się zająć w celu udoskonalania swojego życia w drodze do minimalizmu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)