czwartek, 6 października 2011
W drodze do minimalizmu …
Uznałam, że najwdzięczniejszym i najbliższym każdej kobiety tematem jest sfera estetyki i pozytywnego wizerunku, którą w pierwszej kolejności chciałabym się zająć.
Estetyka (gr. aisthetikos - dosł. 'dotyczący poznania zmysłowego', ale też 'wrażliwy') – dziedzina filozofii, zajmująca się pięknem (pozytywną właściwością estetyczną wynikająca z zachowania proporcji, harmonii barw, dźwięków, stosowności, umiaru i użyteczności) i innymi wartościami estetycznymi.
Estetyka powinna być wpisana w naszą codzienność, ale z jakiś względów nie dbamy o tą sferę naszego życia, pomijając ją i uznając za mało potrzebną. Czy każdy z nas może być piękny, żyć w harmonii ze sobą i z zachowaniem stosowności i umiaru? Sądzę, że tak.
Powinniśmy odpowiedzieć sobie na pytanie - jak powinien wyglądać nas świat i nasz wizerunek w nim, który tworzą dwa przenikające się światy: świat wewnętrznych przekonań o sobie oraz zewnętrzny obraz tego, co o sobie myślimy. Ktoś, kto na nas patrzy, widzi tylko to, co demonstruje się na zewnątrz: nasze zachowania i wygląd. Tymczasem tak naprawdę jest to uzewnętrznienie naszej tożsamości, która jest wszystkim tym, co wiąże się z moim wewnętrznym JA. Z tożsamością wiąże się to, co sobą reprezentuję, jaką mam postawę wobec siebie i ludzi, jak się z nimi komunikuję werbalnie i pozawerbalnie.
To, kim jestem, określa również role, w jakich występuję w życiu: kobieta, matka, kochanka, obywatel, córka, siostra, żona, wdowa, pracownik. To tylko niektóre role jakie mamy do spełnienia i dlatego też rodzi się kolejne pytanie – czy te wszystkie role wyznaczają nam obowiązek innych zachowań, wyglądu – jeśli, tak, to czy w ferworze tych wszystkich ról nie można się pogubić, czy mamy to coś w naturze? To coś to jakby na kształt ról teatralnych w których codziennie stajemy przynajmniej trzykrotnie – rano wyprawiając męża, dziecko do szkoły lub same szykując się na kolejny dzień, w południe w pracy pełniąc funkcję zawodową czy na uczelni oraz wieczorem na spotkaniu towarzyskim, spotkaniu wspólnoty mieszkańców czy też z wizytą u koleżanki opowiadając o trudach całego dnia, tygodnia czy miesiąca.
Przyznacie, że już czytając można dostać rozdwojenia jaźni – a jakby to tak wrzucić do jednego kotła dążąc do uproszczenia swojego życia do minimum, może da się być sobą w każdych tych rolach nie rezygnując z siebie – na pewno jest jakiś sposób, albo też … media zmusiły nas do kontroli siebie, bo co innego wypada w domu, co innego w pracy, a co innego po godzinach w gronie najbliższych znajomych. A ja chcę być przede wszystkim sobą, aby (bez względu na porę) nosić to co lubię w zależności od humoru, a nie miejsca, czy osób mi towarzyszących. Czy tak się da? Niech każdy odpowie sobie na to pytanie zgodnie z własnym wyobrażeniem.
Ja już sobie odpowiedziałam – wszędzie chcę być tylko sobą, w poszanowaniu innych i w zgodnie z własnym systemem wartości ukształtowanym przez całe, dotychczasowe życie. Zmiana szaty (opakowania) nie zmienia mojej postawy czy zachowań, a jedynie odzwierciedla moje poczucie estetyki jakie odznacza mnie w danym dniu. Opakowanie to nie jest część przypodobania się innym, a jedynie wyrazem szacunku dla siebie samej, która zasłużyła na dobre traktowanie.
W kolejnym odcinku odsłony o mojej drodze do minimalizmu określę rozmiary i jakość mojej szafy, które będzie odzwierciedlało moją duszę, kwintesencję stylu oraz ograniczy moje wydatki w sferze przyszłych zakupów w doborze „opakowania” mojej osoby.
I jeszcze jedno - zdjęcie Audrey Hepbourn nie bez przyczyny zostało tutaj zamieszczone. Dla mnie kwintesencją osobowości, dobrego stylu i estetyki w dobrze formy stanowi ta już nieżyjąca aktorka.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz